przeczytasz w 12 minut
Czarna bielizna na żywym trupie, ciemne świecidło (to Wat), na mrozie gorejącym (to Morsztyn), konam nieśmiertelnie (też Morsztyn), w słodkim cierpieniu (Szekspir).
Oksymoron pochodzi z greki i sam jest oksymoronem – czyli oznacza sam siebie. Pokręcone? Najłatwiej na konkretach:
oxýs (ὀξύς) – to ostry, przenikliwy
mōrós (μωρός) – tępy, głupi
Oksymoron przetłumaczony dosłownie znaczyłby „przenikliwie głupi” albo „ostro tępy”. Używamy jednak jego rozumienia metaforycznego, szerszego – to sprzeczne lub pozornie sprzeczne zwroty, świadomie użyte w literaturze, retoryce czy poezji żeby… coś wyrazić. Pomysłowy sojusz sprzecznych słów – podsumował to kiedyś w słowniku Anatole Bailly, przynajmniej według frwiki.
Co może wyrażać oksymoron, prócz tego, że ma być pomysłowy?
Przez zlepienie sprzeczności, nie zawsze tak skrajnych i oczywistych jak przytoczone wyżej, oksymoron pozwala dotykać ledwo-uchwytnych, trudnych złożoności świata i myśleć nad sposobami godzenia ich, lub zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę leży pomiędzy skrajnościami. Łączy i scala to, czego nie powinno się dać złączyć i scalić – żeby stworzyć nową jakość, nowy sposób wyrazu, nową emocję, głębsze rozumienie.
Niektórych szokuje, innych bawi – w każdym razie ma wywoływać emocje. Szczególnie w baroku był popularnym środkiem wyrażania niezwykle silnych uczuć, często tych powiązanych z pożądaniem i miłością, stratą i śmiercią. Współcześnie pisarze i poeci rzadziej sięgają po takie skrajne, oczywiste, podniosłe oksymorony jak „miłosna nienawiść”, „ciężki puch”, „zimny żar”, „jasna mgła” (to wszystko z Romea i Julii), częściej zaś tworzą złożenia bardziej dyskretne, może nawet bardziej wieloznaczne i zadziwiające, jeśli przyjrzeć im się uważnie. Z tych mniej oczywistych oksymoronów jest na przykład mechaniczna pomarańcza (Burgessa). Choć uczciwie trzeba powiedzieć, że te ciemne jasności i oślepiające ciemności, zimne żary i słodkie cierpienia zostały w poezji i są przetwarzane cokolwiek często nawet dość niedawno np. u Anny Kamieńskiej, zob. TU.
Pewnie to dlatego, że jest coś bardzo ludzkiego i bardzo prawdziwego w rozciągniętym na skrajnościach opisywaniu miłości i śmierci, wobec których jesteśmy ostatecznie dojmująco niemi.
Ćwiczenie umysłu albo przekleństwo
Próba utrzymania w umyśle sprzecznych opinii, trening szczerego szukania argumentów przeciw temu, co się wydaje absolutnie słuszne, daje szansę lepszego zrozumienia świata i drugiego człowieka albo chociaż możliwość poczucia jakiejś nowej, poetyckiej jakości (fun, fun, fun!). Oczywiście, można w ten sposób przygotować się do skutecznego debatowania (bo argumenty drugiej strony już wymyśliliśmy i przetworzyliśmy). Ale jeśli z całkowitą uczciwością i zapałem wymyślimy tezy niezgodne z naszym codziennym przekonaniem, światopoglądem do którego przywykliśmy – mamy niesamowitą szansę, zobaczyć rzeczywistość bardziej empatycznie, z innej strony, z większą gamą kolorów i niuansów, innymi słowy, mamy okazję zwątpić. A jak wiadomo od zwątpienia w oczywistości prosta droga i do filozofii, i sztuki, i nauki, a nawet, zdaje mi się wcale nierzadko, do pogłębienia życzliwości (trudniej kogoś zwyzywać w sieci od debili i nieuków, jeśli nam się wydaje, że jest głupiomądry, albo przynajmniej inteligentnie idiotyczny).
Utrzymywanie oksymoronów w umyśle bywa też niepokojące, uciążliwe. Jeśli podobnie do mnie macie w naturze bycie przekonanym o kilku sprzecznych rzeczach na raz, lub głośno i wyraźnie czujecie nieraz sprzeczne dążenia jednocześnie (na przykład dążenie do obejrzenia kolejnego odcinka Sandmana na Netflixie, i dążenie do spania tej nocy), możecie prowadząc jakąś rozmowę zaprzeczyć sobie kilka razy lub nawet całą argumentację przeprowadzić samodzielnie, pokłócić się ze sobą i na samych siebie obrazić (tak, mówię z doświadczenia). Trudno wtedy o podejmowanie szybkich decyzji, łatwiej o pogłębione analizy, kłopot z wyciąganiem ostatecznych wniosków i zasad absolutnych (tylko czy to źle?). Czasem nie da się określić, które z odmiennych zdań jest tym poprawnym i trzeba jakoś utrzymywać je w sobie w pełni ich wspaniałych sprzeczności.
Poeci i filozofowie
Wspomniałam już wyżej, że oksymoronów w historii literatury używali najczęściej poeci. Robili to szczególnie po to by scharakteryzować niezwykle silne przeżycia, które już choćby przez swoją moc są z natury sprzeczne. Nierzadko oksymoronami podkreślali też ambiwalentny stosunek podmiotu lirycznego czy bohatera do sytuacji – by wyrazić zagubienie, bezsilność, niemożność podjęcia decyzji. Od zwykłej próby poradzenia sobie z czymś, co bohatera przekracza, aż po ekstatyczne pławienie się w uczuciach o takiej mocy, że przypominających figury niemożliwe – nieludzkich, fascynujących i strasznych zarazem. Myślenie z pomocą oksymoronów przydaje się też i w innych dziedzinach. Z tej możliwości skorzystał na przykład fenomenolog i religioznawca Rudolf Otto. By opisać stan psychiczny człowieka, który styka się ze świętością, bóstwem czy nawet zwykłym przejawem boskiej mocy w świecie, Otto uciekł się do określeń do pewnego stopnia, choć nie całkowicie, sprzecznych. Jeśli ktoś czuje wobec jednego zjawiska absolutne tremens (przerażenie) i fascinans (fascynację, zachwyt) zarazem, jeśli jednocześnie dąży do (w stronę zjawiska) i od (chce uciekać), możemy się spodziewać, że ma ów szczęśliwy biedak do czynienia z jakąś formą objawienia, sacrum, ze świętością czy „cudem”. Otto nazwał źródło tych doznań od łacińskiego określenia „boskiej mocy” – numinosum i oczywiście opisywał szczerzej – jako szereg psychologicznych zjawisk sprzecznych choć komplementarnych, przeżywanych w kontakcie z czymś tak absolutnie odmiennym i dla człowieka – niepojmowalnym, jakim może być przejaw świętości.
> definicja encyklopedyczna numinosum TU,
> przykład wykorzystania w psychologii poznawczej TUTAJ,
> zaś w teologii prawosławnej – TU.
Sama lubię korzystać z opisu reakcji na doświadczenie numinosum stworzonej przez Rudolfa Otto czytając prozę. Jeśli bohater przejawia przerażenie i fascynację zarazem, czuje naraz małość i zachwyt – to, by tak rzec, niucham i węszę od razu, że gdzieś między słowami może stykać się z bóstwem, albo przynajmniej jakąś magią, nawet, jeśli nie jest to wyrażone wprost.
Wat używa oksymoronu – ciemnego świecidła także w poezji, ale myślę, że bardziej filozoficznie i politycznie niż niektórzy wspomniani poeci. Nie żebym odbierała potencjału filozoficznego Szekspirowi czy Morsztynowi, Wat zwyczajnie odnosi się do filozofii wprost, powołując na Platona i nawet umieszczając cytat z Państwa (Republiki) jako końcową część wiersza. Ciemne świecidło zaczyna się od tego, że nas (poetów, nas – wszystkich?) Platon „kazał wyświecić z miasta”. W mojej głowie natychmiast powstaje natychmiast wizja lekko radioaktywnego, opalizującego pod księżycem, łysawego starszego pana, uciekającego chyłkiem po bezdrożach i zapatrzonego w puchate obłoczki. Zapatrzonego ślepymi oczyma, ślepymi bo oślepionymi w nadmiernie rozjaśnionym mieście (w którym rządzi pozorna Mądrość – a rzeczywista Zmora, ta która lubuje się w ludzkich kościach, wojnach i ekonomii), z oczyma oślepionymi dodatkowo, może wypalonymi, podczas ceremonii wyświecania. W tym „wyświecić” jest też „wyświęcić” jak na kapłana, a więc paradoksalnie i namaścić i uwznioślić. Czyli przez akt wymierzonego wygnania, sugeruje może Wat, Platon-Władca jednocześnie wyświęca (uświęca) i wyświeca Poetów na kapłanów… czegoś. Tych obłoków może. Minerwy, kimkolwiek dokładnie jest Minerwa.
Poza tym to ironia – a oksymoron do ironii nadaje się całkiem nieźle – w dawnym znaczeniu wyświecać to było wygnać z miasta za karę (złodzieja, ladacznicę czy innego skazańca) w ceremonialnej eskorcie, jak pisze opracowanie w Bibliotece Narodowej, „siepaczy z zapalonymi pochodniami”. Żeby oświetlić mroki zła w wyrzucanym (marginalizowanym, demonizowanym) człowieku, ośmieszyć go. Więc mamy tu świętego (wyświęconego) poetę – kanalię, poetę – złodzieja (co kradł? Obłoki?), poetę – przestępcę. Może nawet demona (wyświecić znaczyłoby tu egzorcyzmować) – w tym rozumieniu, że demon jest radykalną innością wobec znanego porządku świata, czymś czego narracja powszechna chce się pozbyć szybko i ostatecznie. Poeta opętany przez Manię (tę boginię) jest niebezpieczny dla Platona, w którego mieście powinni być tylko poeci mierni, użyteczni, stosujący się do reguł i mówiący w zgodzie z oficjalnymi, państwowymi, cnotami. Lepiej pozbyć się kogoś kto się nie wpasował, bo był inny i jeszcze używał słów by wyrazić te inności. Te wszystkie nagromadzone sprzeczności dają pole do wątpienia i rozważania – czy tam, gdzie mówi się, że jest mądrość – jest ona rzeczywiście? Czy ci na marginesach i wygnani – nie są przypadkiem posiadaczami prawdy? Może warto byłoby się z nimi porozumieć i zobaczyć czy z ich perspektywy nasze żywotne jasności nie są grobowymi mrokami? Może to roziskrzone, rozelektryzowane miasto – państwo, w którym żyjesz, pozostawia w ciemnościach i na obrzeżach wartościowe osoby, idee, rzeczy? Jeśli zrobimy przegląd rzeczy odrzucanych przez oficjalną narrację, powszechną zgodę – co pozostanie? A jeśli zajrzymy pod podszewkę systemowi edukacji i temu co on wyświeca z doświadczeń Uczniów i Uczennic? A może warto porachować, co sami odrzucamy, w naszym najbliższym gronie, w rodzinie, wśród przyjaciół? W życiu wewnętrznym? Pewnie niektóre rzeczy odrzucamy słusznie, ale czy wszystkie? Warto może co jakiś czas zrobić przegląd wygodnych oczywistości, które się przyjęło, zrewidować je, poszukać innych punktów widzenia. I tak oksymoron staje się narzędziem takiego przeglądu i pogłębiania rozumienia – siebie, kultury, polityki, innych.
A gdy już mamy światło i Platona to nie da się też nie myśleć o tej metaforycznej Platońskiej jaskini. W niej światło i ciemność są znaczące o tyle, że to jego blask rodzi cień i ciemność. A cienie, które widzimy na ścianach jaskini, a które jak zwykło się wyczytywać z Platona, nie są pełną prawdą, bo są tylko cieniami – to tyle ile jesteśmy w stanie jako ludzie postrzegać z rzeczywistości. Widzimy więc coś co jest śladem prawdy, ale nie całkiem prawdą, więc może kłamstwem? A jednak jest jakoś z prawdą i światłem związane – więc nie tylko kłamstwem. I znów robi się bardzo oksymoronicznie.
Jak dowiadujemy się z dołączonego do wiersza cytatu, Platon z pewną niechęcią odnosił się (w Państwie) do poetów, którzy potencjalnie mogliby burzyć ład przez poruszanie emocji i idei wbrew ustalonym porządkom i wbrew wychowaniu (szczególnie wojowników). Warto tu przypomnieć, że chodzi o poetów mimetycznych, czyli takich którzy poezją usiłują naśladować rzeczywistość są więc z góry skazani na produkowanie kolejnej warstwy zakłamania (rzeczywistość i ludzkie jej postrzeganie to jakieś zakłamanie wobec idei. Naśladowanie tego – to dalsze zakłamanie). Na pytanie o to, czy kłamstwem (zmyśleniem, literaturą) można oddać prawdę (emocjonalną, intelektualną) albo chociaż uzyskać coś, co nie będzie (tylko) „niemoralne”, a też ciekawe, twórcze, wartościowe – odpowiadam nieco inaczej niż w tym (tak, wiem, uproszczonym) rozumieniu odpowiedziałby Platon – i stąd ów pomysł „Notatek na marginesie„, w których porozmawiamy o co ciekawszych tekstach literackich, poetyckich, dramatycznych. Co ciekawszych czyli bardzo różnych – absolutnie bez wykluczania czegokolwiek na bazie przekonań estetycznych czy etycznych jakiejś grupy ludzi. Jedyny powód do nierozmawiania o tekście to dla mnie: taka nuda, że nie chce mi się o tym gadać. To też dość arbitralny powód, ale obiecać mogę, że nieczęsty.
> Krótką analizę Państwa Platona w kontekście wygnania poetów (i kupców) przeczytacie TU
> tutaj wiersz Wata w całości (z opracowaniem typu szkolnego),
> a szczególnie warta uwagi ciekawostka tutaj – Przemysław Rojek używa Wata do aktualnych (w 2017) rozważań politycznych na temat tego dlaczego polska władza boi się poetów.
Zabawy językowe z dawnymi bogami
Ostatnio trafiłam przypadkowo w anglojęzycznym internecie na pojęcie kontronimu, który zdał mi się specyficzną odmianą oksymoronu – kontronim to słowo, które ma jednocześnie sprzeczne znaczenia. Ma też inną, przepięknie mitologizującą nazwę – słowa Janusowe. To od Janusa – staroitalskiego boga początków i źródeł, brzasków i narodzin, oraz końców i śmierci, boga o dwóch obliczach, czasem przedstawianych jako skrajnie różne, czasem tak samo brodate. Jak to w mitologii bywa, był to bóg o wielu sprzecznych domenach (Janus miewał też cztery oblicza zupełnie jak słowiański Swąd – Światowid i paru innych wieloznacznych bogów różnych ludów). Czy jego podwójne oblicze to miała być metafora panowania nad niebem i ziemią, przyszłością i przeszłością, życiem i śmiercią, czy może odniesienie do jego dobrej i złej strony – nie da się powiedzieć jednoznacznie. Zazwyczaj badacze twierdzą, że wszystkie te rzeczy i jeszcze kilka innych można zasadnie stwierdzić (za tę pojemność uwielbiam właśnie grzebanie w mitologicznych przedstawieniach).

Janusowe słowo tym różni się od oksymoronu, że nie powstaje przez zlepienie dwóch słów w jedno wyrażenie, a samo w sobie, bez zmiany brzmienia – znaczy sprzeczne rzeczy. W języku polskim nie jest tak łatwo znaleźć przykłady, ale przy odrobinie skupienia można zauważyć, że czasami codzienne słowa nabierają tego bosko – magicznego oblicza. Na przykład pożyczyć, które znaczy przecież zarówno „dać na jakiś czas coś komuś”, jak i „coś od kogoś wziąć na czas pewien” (podobnie ma się ze słowem „wynająć”). Ze słów dawniejszych, bardziej archaicznych jest teraz chyba całkiem zapomniany wyraz morowy – jako zarówno fajny jak i oznaczający związek ze śmiertelną chorobą. Jednak niezastąpioną kopalnią takich zwrotów jest angielski, w którym znajdziecie na przykład takie codzienne „to dust” – znaczące zarówno odkurzać, jak i dodawać cząsteczek kurzu, albo „fast” – co znaczy i szybki, i bezpiecznie unieruchomiony (jak w samolotowym „fasten your seatbelts”, które bynajmniej nie sugeruje, by przyspieszyć pasy bezpieczeństwa, a by je skutecznie zapiąć). Po polsku jednak i bez tych jednoznacznie sprzecznych kontronimów dość często używamy tych samych słów odmiennie zależnie od kontekstu, intonacją i gestami podkreślając, o które znaczenie nam chodzi – na przykład mówiąc „dziękuję” z przeczącym ruchem głowy lub dłoni, kiedy odmawiamy i z potaknięciem, kiedy się na coś godzimy, albo „artystą” określając kogoś wyjątkowo twórczego, albo kogoś kto wyrabia dziwaczne rzeczy, i nie jest to wtedy określenie pochlebne.
Jak już jesteśmy przy słowach na „k” to są jeszcze buddyjskie koany. Te niezwykłe, literacko – filozoficzne zdania, dialogi, anegdoty (koan to gatunek literacko – filozoficzny), mają za zadanie wygnać umysł czytelnika z codziennej rutyny i oczywistego myślenia, albo nawet myślenia w ogóle, i dlatego często opierają się na tym, co odruchowo, przy pierwszym spotkaniu, uznamy za sprzeczności, paradoksy lub absurdy. Tradycji koanów jest wiele, jak i przynajmniej kilka języków w której powstawały (japoński, chiński, tybetański, a to wszystko już od XII wieku), więc trudno mi o szybkie podsumowanie bez nadmiernych uproszczeń. Koany zawsze wprawiały mnie w zakłopotanie i pewne osłupienie (i o to w nich w sumie chodzi…), więc zachęcam do przyjrzenia się im samemu. Niech za świadectwo ich oksymoroniczności posłużą dwa tytuły tradycyjnych antologii koanów (bo wydaje się je najczęściej właśnie w takich skręcających umysł antologiach) – Zapiski Błękitnej Skały (1125 r.) czy Bezbramna Brama (1229 r.). Zachęcam do zerknięcia na przykład do tekstu: Koan – zagadki a buddyzm zen. W przeciwieństwie do mnie jego Autor znalazł odwagę potrzebną do zacytowania kilku koanów. Możecie przeczytać też Filozofię zen Agnieszki Kozyry, pisaną z myślą o studentach, a omawiającą japoński punkt widzenia. Zaś jeśli zechcecie poznać koany przez ich pełną szacunku parodię, polecam z całego serca Pratchetta i jego serię Świat Dysku – koany pojawiają się przede wszystkim w Złodzieju czasu, kilka jest też w Straży Nocnej. Zaglądając do Złodzieja czasu (osobiste top 3 jeśli chodzi o moje ulubione części Świata Dysku), znajdziecie jako jeden z motywów najsłynniejszy chyba na zachodzie koan upraszczany u nas do dwóch zdań: „Dwie klaszczące dłonie wydają dźwięk. Jaki więc dźwięk wydaje jedna klaszcząca dłoń?” (koan przypisuje się Hakuinowi Ekaku, 1686-1769).
Ps. istnieje więcej słów na takie sprzeczne zwroty – antagosemia, antagonimia, auto-antomim, antagonim, antylogia (choć tu znaczenie jest odrobinę odmienne – nie każdy oksymoron jest całkiem niemożliwy, coś antylogicznego – przynajmniej w logicznym świecie – owszem)… zachęcam do wybrania ulubionego. Ja wybrałam te dwa, które nie zaczynają się na „a”.
WIELOmedia i skąd ta nazwa
Jednym z oksymoronów, z którymi zmagałam się na początku studiów (a studiowałam wtedy między innymi etnologię) była zbitka „literatura ustna”. Jak ustna to bez liter, bo litery to już zapis… Gdzieś w tym pojęciu zawierało się poczucie wyższości – to co zapisane miało być lepszym od tego, co tylko opowiadane, więc powiedzenie o ustnych przekazach i opowieściach „literatura” miało w zachodniej nauce je wywyższyć, pokazać, że mają też swoje gatunki, że to wart uwagi przedmiot studiów. Z podobnym terminologicznym problemem stykam się usiłując ubrać w słowa coś nam współcześnie niezwykle potrzebnego – multimedia literacy – wielomedialną… piśmienność? Polski język w przeciwieństwie do angielskiego nie ma za bardzo antonimu do analfabetyzmu innego niż piśmienność, która w przypadku mediów czysto wizualnych jest tak bardzo nietrafna (anglojęzyczne literacy też zresztą jest krytykowane z podobnych powodów). A chodzi o to, co będziemy eksplorować w dziale WIELOmedia – o swobodne poruszanie się, czytanie (oho, sama się łapię w słowa z dziedziny literatury), badanie, przyglądanie i myślenie zjawiskami wielomedialnymi. Dlatego pomyślałam, że „trans” pozostawię z szacunkiem przestrzeniom w sieci skupionym na problemach włączania i wykluczania osób przynależnych do społeczności LGBTQ+, „literacy” zostawię rozważaniom o literaturze pisanej, a tu zajmiemy się WIELOmediami – wielością mediów, wieloma mediami na raz. A by wrócić do tematu, to przypominam, że „wirtualna rzeczywistość” też jest oksymoronem.
Podsumowując
Mam nadzieję, że pomogłam Wam wypuścić czułki w stronę spraw wewnętrznie sprzecznych i dociekań z pozoru absurdalnych po to, by ćwiczyć się w myśleniu i poszerzać horyzonty albo też próbować opisywać w języku i komunikować innym własne uczucia i przeżycia które wydają się niewyrażalne, zbyt wielkie lub nadmiernie dojmujące. Poza tym chciałam uprzedzić wszystkich o tym, co będzie częstym naszym udziałem w tekstach i filmach umieszczanych na tej stronie – nierzadko pojawią się opinie sprzeczne, z pozoru (lub całkiem bez pozorów) wykluczające się, idee trudne do pogodzenia. Z jednej strony dlatego, że taki mam styl myślenia, z drugiej dlatego, że uważam sprzeczności za przydatne narzędzia rozważania świata i poszerzania zasobów intelektualnych, czego sobie i wszystkim serdecznie życzę.
Bibliografia:
- M. Jakubowicz, Enancjosemia – próba przedstawienia podstawowych problemów, „JĘZYK POLSKI ORGAN TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW JĘZYKA POLSKIEGO”, rocznik 2009, s. 23 – 31, link
- R. Piętkowa, W ciemności widzieć, a w jasności ślepnąc : oksymoronizacja poezji Anny Kamieńskiej, „Język Artystyczny” 9, 1995, 42-55, link
- P. Rojek, SKUNDLENI, KĄSAJĄCY, „BiBLioteka magazyn literacki”, 20/03/17, link
- M. Sowiński, Platon – państwo bez pieniędzy i literatury, Teksty Drugie 3, 2015, s. 442-456, link
- P. Szczygieł, Koan – zagadki a buddyzm zen, „impuls”, 2018, link
- A. Wat, Wybór wierszy, opracował: Adam Dziadek, Biblioteka Narodowa, Nr 300 , 2008
- M. Wilczek, O kontronimach, „Angora”, 9 maj 2021, link
- W. Zagórska, Doświadczenie tremendum i fascinans w ujęciu psychologii poznawczej, Wrocławski Przegląd Teologiczny 19/2, 2011, 149-163, link
- Fotografia monety – The British Museum: link
2 komentarze
Bardzo fajny, przeczytałem wszystko z dużym zainteresowaniem. A propos prawdy w sztuce, musiałbym odszukać dokładne brzmienie tej sentencji Picassa, lecz rzekł on, iż
„by uzyskać prawdę w sztuce trzeba posługiwać się kłamstwem” – albo: https://pl.wikiquote.org/wiki/Pablo_Picasso, tyle, że nie wiem z jakiego źródła (książka,rozmowa…).
Przeciekawe, przeczytałam z wielką przyjemnością i zainteresowaniem. Mnóstwo nowych dla mnie informacji i słów. A wszystko w dość lekkiej formie, bez napuszenia i naukowego żargonu. Super!
Zawsze jak myślę o oksymoronach, sprzecznościach, to w głowie włącza mi się odtwarzanie wiersza Lechonia „Pytasz co w moim życiu…”, https://pisarze.pl/2019/11/22/jan-lechon-pytasz-co-w-moim-zyciu-z-wszystkich-rzecza-glowna/ bo dla mnie cały ten wiersz to oksymoron:
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną,
Powiem ci: śmierć i miłość — obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej — modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, a ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia —
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.